Co już wiemy o społeczeństwie w czasie wojny polsko-bolszewickiej?

Subtelność w drodze do rawdy historycznej

 Jeśli już w natłoku politycznych zdarzeń zabrakło woli, by dostrzec ofiary życia w tej wojnie, w której okrucieństwo wyznaczały często wschodnie, niecywilizowane reguły walki, to dobrze się stało, że czołowy badacz tego okresu prof. Janusz Szczepański przygotował obszerną pracę pt.: „Społeczeństwo Polski w walce z najazdem bolszewickim 1920 roku”, przybliżającą postawy społeczne w wojnie, która zdecydowała o losach odrodzonej Polski.

Książka Szczepańskiego trafiła do rąk czytelników w przededniu rocznicy „cudu nad Wisłą”, stając się symbolicznym dowodem społecznej pamięci o tych, którzy zagrodzili pochód armii niosącej na swych sztandarach hasła wszechświatowej rewolucji komunistycznej.

Janusz Szczepański - współtwórca Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku i profesor tej uczelni, a także Dyrektor Archiwum Państwowego w tym mieście, posiada w swym dorobku kilka książek traktujących o wydarzeniach wojennych na Mazowszu. Bez cienia przesady można powiedzieć, że jest badaczem, który Ziemi Mazowieckiej poświęcił ponad 20 lat pracy, by ukazać oblicza tragedii sprzed osiemdziesięciu lat. Teraz jednak wyraźnie nas zaskoczył. Wydał dzieło, którego zakres badawczy godny jest wysiłku tuzina historyków. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że objętość pracy (550 str.) została okupiona brakiem staranności czy wnikliwości w poszukiwaniu źródeł. Szczepański nie po raz pierwszy dostarczył na rynek czytelniczy produkt najwyższej jakości, a systematyczność i zawodowe cechy archiwisty mogą budzić zdumienie. Tę stronę pracy podkreślił prof. Ryszard Kołodziejczyk, który stwierdził: „Warstwa faktograficzna książki jest wręcz imponująca. Jeśli bowiem spojrzeć na ogromną bibliografię z przebogatymi materiałami źródłowymi krajowymi i zagranicznymi, pozyskanymi z archiwów Białorusi, Litwy, Rosji, Ukrainy i Wielkiej Brytanii - już to samo wzbudza autentyczny podziw dla rozległości przeprowadzonych kwerend i dociekliwości Autora”. Nie ma więc wątpliwości, że książka to owoc rzetelnej kwerendy, wynik kilkuletnich studiów, dających niemal fotograficzny obraz zdarzeń mijającego wieku. 

Historyk mówi o społeczeństwie w walce z bolszewikami, słusznie odchodząc od uogólnionych banalnych tytułów w rodzaju „Kijów 1920” czy „Niemen 1920”, bo nie fakt działań zbrojnych jest tu najważniejszy, a wysiłek ludzki i społeczne postawy wobec wojny są najbardziej wiarygodnym świadectwem. To losy poszczególnych osób, pododdziałów i ich dowódców i tych którzy - jak ks. I. Skorupka, który zginął na linii frontu pochylając się nad rannym żołnierzem - są przejmującym dowodem patriotyzmu, dzisiaj służącym edukacji obywatelskiej - tej znaczonej krwią. I właśnie na niemal każdej stronie znajdujemy dowody walk poszczególnych osób i godnych pochwały postaw różnych środowisk w czasie wojny. 

Autor syntetyzując oceny i ważąc dokonania podaje tylko tyle, by pobudzić do refleksji, do dalszych studiów, ale równocześnie nie unika krytyki tam, gdzie sądy doraźne wydały już wyroki, a społeczna dezaprobata wobec niecnych zachowań dopełniła mocy sprawiedliwych orzeczeń. Gdy przedstawia zachowania chłopstwa, które przecież nie kwapiło się do chwytania za broń, próbuje znaleźć usprawiedliwienie takich postaw. Na stronie 232 czytamy: „Jedną z istotnych przyczyn niewielkiego zaciągu młodzieży wiejskiej do Armii Ochotniczej był fakt, że werbunek do niej prowadzili ludzie, którzy w codziennym życiu politycznym nie uchodzili za przyjaciół ludu”. - tyle dowiadujemy się z książki. Kim byli ci ludzie?, czy nie należy zrezygnować z subtelnych naprowadzeń i bez eufemizmów powiedzieć, że byli to obszarnicy, przedstawiciele środowisk narodowych, którzy w razie przegranej, mogli stracić wszystko. Ta sytuacja powtórzyła się w 1939 r. To właśnie ci ludzie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia własnego majątku i życia - bo taka kolejność jest właściwa, gdyż każdy z nich na wypadek zajęcia ich dworu posiadał bezpieczne miejsce schronienia - podjęli się działań służących obronie ojczyzny, nie zawsze zresztą z własnej woli. Na tej samej stronie autor dowodzi: „Wroga postawa wobec postanowień Rady Obrony Państwa cechowała większość robotników rolnych, służby folwarcznej. W raportach Towarzystwa Straży Kresowej zapisana jest opinia A. Marcinkowskiego, kierownika Straży Kresowej pow. Białostockiego, że „szybkie posuwanie się wojsk bolszewickich na Warszawę poderwało powagę Polski. Lud uważał sprawę za skończoną, a podagitowany przez żywioły oczekiwał bolszewików, widząc tam potęgę i sprawiedliwość”.

Warto podkreślić, że w owym czasie niezadowolenie chłopskie wynikało z faktu hamowania inicjatyw zmierzających do reformy rolnej. Ówczesny rząd znalazł się w sytuacji, w której każde rozwiązanie, każda decyzja prowadziła do konfliktu. 

Wstrzymanie reformy oznaczało chłopskie niezadowolenie, zaś rozdanie ziemi musiało wywołać niechęć środowisk ziemiańskich posiadających duże wpływy w czołowym ugrupowaniu - Narodowej Demokracji. Wydaje się, że oprócz wrogiej postawy środowisk skrajnie lewicowych, właśnie chłopstwo, niewykształcone, podatne na agitację bolszewicką mogło wpłynąć na przechylenie szali zwycięstwa. Walka o rząd dusz stanowiła w istocie część składową frontu, w którym armaty pozostawały w cieniu słów.

Trudnym zadaniem autora było obiektywne, a równocześnie zrozumiałe przedstawienie sprzeczności, które przebiegały w społeczeństwie z trudem konsolidowanym w ogniu walk, a posiadających swój rodowód w trzech zaborach i dodatkowo zantagonizowanym na tle własności ziemi. Powiedzmy wprost, że znaczna część chłopstwa i służby folwarcznej popierała bolszewików i dystansowała się wobec tych działaczy ludowych, którzy zbyt agresywnie agitowali za Polską, nie dając nadziei na lepsze jutro. Autor przytacza tylko kilka znaczących faktów probolszewickich postaw chłopstwa. Na przykład w folwarku Gutowo w pow. płockim służba folwarczna utworzyła rewkom (1) i rozgrabiła folwark. W powiecie garwolińskim, z wyjątkiem majątku Całowanie, służba masowo grabiła dwory i zachowywała się wrogo wobec ziemian. Do najgorszych ekscesów dochodziło w tych majątkach, w których pracownicy folwarczni należeli do Związku Zawodowego Robotników Rolnych RP. Przypomnijmy, że dopiero 8 lipca 1920 r. - w obliczu groźby strajku i dramatycznego wycofywania się wojsk polskich z terenów dzisiejszej Białorusi, Ukrainy - prezes Zarządu Głównego Związku Ziemian Jan Stecki zdecydował się podpisać umowę z władzami zanarchizowanego Związku Zawodowego Robotników Rolnych RP. Był to początek działań stabilizujących nastroje na wsi. Subtelność ocen nie zmienia faktu, że chłopstwo w czasie wojny polsko-bolszewickiej broniło nie tyle ojczyzny, co zabiegało o załatwienie własnych postulatów. Oczywiście ktoś może dowodzić, że jednak większość żołnierzy polskiej armii stanowili chłopscy synowie. I to prawda, ale też prawdą jest to, że to oni właśnie stanowili najwyższy odsetek spośród dezerterów, a część walczyła w szeregach Armii Czerwonej przeciwko swoim braciom. I jakkolwiek o postawie chłopów w tej wojnie napisano wiele, prawda historyczna - a więc i bolesne fakty winny być ukazane z całą dramaturgią zdarzeń owych lat.

To czego brakuje w tej niewątpliwie dobrej książce, to rzetelne przedstawienie roli kobiet w wojnie, ich sytuacji na terenach zajętych i grabionych przez bolszewików. Autor koncentruje się - i słusznie na postawach poszczególnych środowisk. Śledzimy zatem losy duchowieństwa, ziemiaństwa (w takiej kolejności autor opisuje te środowiska - ale dlaczego? - trudno dociec), sfery mieszczańsko-burżuazyjne, społeczności akademickie, młodzież szkolną, harcerzy, chłopców, robotników i komunistów. Zamysł to, czy przypadek, że autor stworzył nieznośną mieszankę utrwalającą niezwykle szkodliwy stereotyp, że jeśli robotnik to komunista - a w domyśle Polak-katolik i może dlatego środowiska żydowskie znalazły się na końcu rozdziału, chociaż dobrze to wiemy, że ich postawy nie odbiegały nie tylko od postaw innych narodowości ale również grup zawodowych, w których dominowali Polacy - o czym już wspomniano.

Optuję za rzetelną oceną postaw kobiet w tej wojnie z kilku powodów: po pierwsze zachowania wojsk bolszewickich, zdominowanych przez narody wschodnie, których zachowania wojenne cechowało niespotykane okrucieństwo. Masowe zgwałcenia kilkuletnich dziewczynek i mocno dojrzałych niewiast należały do repertuaru bestialskich zachowań żołnierzy armii bolszewickiej. Oczywiście na łamach książki znajdujemy rozproszone - jakby wstydliwie ukryte - pojedyncze epizody ilustrujące prawdziwe zdziczenie bolszewickich żołdaków, a przecież istnieją dokumenty, są wspomnienia ukazujące grozę tej sytuacji. Brakuje zatem wnikliwej analizy, dobrej charakterystyki postaw i przykładów bohaterskiego zaangażowania. 

Znany jest pamiętnik (2) Marii Macieszyny, obrończyni Płocka w sierpniu 1920 r. oraz jej listy opublikowane w „Notatkach Płockich”(3) , adresowane do męża, który na początku sierpnia 1920 r. zgłosił się do wojska i wyjechał do Warszawy, gdzie pracował w jednym z wojskowych szpitali. Respondentka tak relacjonuje te wydarzenia: „Naraz usłyszeliśmy głosy kobiece i dziecięce. Wyglądam... Na rogu „Zgody” nasi ! Wybiegliśmy przed dom, niosąc dla żołnierzy co było do jedzenia. Pozostali również. Płaczemy z radości. Nie wiemy co robić z radości i szczęścia. Każdy coś opowiada, nikt nie słucha, żołnierze dobrodusznie na nas patrzą. Straszna noc przeszła. Wszyscy wyglądają brudni, z zapadłymi oczyma i potarganymi głowami. Bolszewicy poszli - „Wygnali ich podhalańczycy - to nasze chłopy, piją kozie mleko” - powiadają żołnierze. W te okrzyki radości wpada straszny jęk i płacz. Idzie szereg dziewcząt łamiąc ręce, rycząc - „Co wy? - O Boże! Schowałyśmy się na Zduńskiej do piwnicy. Co jedni wyszli, to drudzy wchodzili! O Jezu: Co chcieli, to robili z nami. Małe dziewczynki, stare kobiety, wszystkie nas, wszystkie męczyli”. Dziewczęta były czerwono-sine, oczy miały na wierzchu, ubranie porozrywane. Zrozumieliśmy. Wracały ich całe szeregi, zawodząc i łkając. Później dochodziły wiadomości o grabieżach i gwałtach. Niewiele ulic ocalało, przeważnie tylko te, które były pod ostrzałami. Wiele pań znajomych zostało zgwałconych. Na Pensji Udziałowej była pralnia, szwalnia, gospoda żołnierska i punkt opatrunkowy. Wtargnęli tam bolszewicy i okradli wszystko. Były tam dziewczęta i panny. Przecież mówić się nie będzie o tym, co było... Pani Rościszewska... Dzielnie broniła się p. Mosakowska. Pani Merlowa w łachmanach i boso po przejściu męczarni uciekła nie wiadomo dokąd. Żony wojskowych, różne znajome panienki - po 10 lub 20 bolszewików gwałciło. Po całym mieście wieści straszne. Stare siwe kobiety padły pastwą. Nigdy się nie wykryje, co stało się tej nocy”(4) . Taki był los tysięcy kobiet w tej wojnie. Czy o tym nie powinniśmy wiedzieć więcej?

Po drugie: kobiety walczyły również zbrojnie, a ich czyny są w pełni udokumentowane. Po trzecie: aktywnie uczestniczyły w akcjach propagandowych, zbiórkach funduszy i żywności na rzecz frontu. To też była walka z bolszewizmem. 

Nie jest to ostatni kamyczek, który musi paść do ogródka historyka. Jeśli bezspornym faktem jest, że „Bitwa Warszawska” była przełomowym, dziejowym wydarzeniem w tej wojnie, to pewien niedosyt odczuwa się śledząc losy stolicy, jej społeczeństwa zaledwie na trzech stronach. A to przecież Warszawa była centrum sztabowym, zaopatrzeniowym, czy jakbyśmy dzisiaj powiedzieli logistycznym. To tu zbiegały się linie łączności, stąd wychodziły rozkazy, a ludność Warszawy uwijała się jak w ukropie, by na front wysłać to, co było niezbędne. To z Warszawy wyszły tysiące ochotników na front, który znajdował się około 20 kilometrów od Warszawy.

Tych kilka uwag nie zmienia wyrażonej na wstępie opinii, że praca profesora Janusza Szczepańskiego jest dziełem bardzo dobrym, do tego napisanym językiem zrozumiałym, dobrą polszczyzną i nie jest adresowana - co niestety jest wadą wielu prac traktujących o tym okresie - do historyków, do zamkniętego środowiska. Jest pracą z której mogą korzystać zarówno studenci jak również uczniowie. Może nawet szczególnie młodzież interesującą się chociaż odrobinę historią, znajdzie w tej pracy dobry, wiarygodny obraz wojny, której epizody niedługo obejrzymy w filmowanym właśnie „Przedwiośniu” Stefana Żeromskiego.

Podkreślić należy, że pracę profesora Janusza Szczepańskiego bardzo starannie wydała Oficyna Wydawnicza Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Warszawie.

Leszek Smolak

Janusz Szczepański

„Społeczeństwo Polski w walce z najazdem bolszewickim 1920 roku” 

Warszawa-Pułtusk 2000 

(1) Rewkom - Rewolucyjny Komitet 

(2) M. Macieszyna „Pamiętnik płocczanki” w oprac. A.M. Stogowskiej wydanym w Płocku 1996 r. 

(3) „Notatki Płockie” - Kwartalnik Towarzystwa Naukowego Płockiego nr 2/171 z 1997 r. 

(4) Na str. 415 znajdujemy uwagę , że „6 września (1920 r. - przyp. Autora) został stracony mieszkaniec Płocka - Jan Więckiewicz. Podczas pobytu bolszewików w Płocku wydał w ich ręce ukrywające się u niego sanitariuszki, które zostały zgwałcone”.