Irena Fijałkowska


Zachować zimną krew

Właśnie wróciłam z Muzeum Ziemi Otwockiej. Interesująco przedstawiony problem „Samorząd lokalny a integracja europejska” zmusił do przemyśleń. Żywe słowo ma ogromną przewagę nad płynącym potoczyście przekazem telewizyjnym. Myśl, że „czas na sojusz ścisły z zachodnią siłą” jest naszą koniecznością dziejową, narzuca się sama. Zwłaszcza jeśli brać na serio obietnice wspólnego frontu przeciwko przemocy, wojnie – jako klęsce niosącej śmierć fizyczną, zniszczenie biologiczne i materialne narodów po obu stronach frontu, jak i wspólne dążenie do pokoju i dobrobytu wszystkich państw członkowskich, co ma być celem nadrzędnym.

Pozostaje mocowanie się nasze z „umocnioną piętnastką”, która żąda drobiazgowego dopasowania się do już ustalonych struktur. Nasze wzdraganie się przed zależnością, chęć zachowania wszelkich odrębności narodowych, obyczajowych, niechęć do rezygnacji z wielu historycznie i geograficznie uformowanych przekonań – są zrozumiałe. Straszne widmo „mundurka” przy rozpasanej swobodzie i swawoli, jakie wybuchły w naszym kraju. Chociaż wiodą nas one na manowce, trudno z nich po latach przymusu zrezygnować. Wejść w nowy, tym razem europejski gorset trochę straszno! Jesteśmy nieprzygotowani, naiwni. Wobec wyżej wyedukowanej w sprycie i zorganizowanej w umocnionych firmach społeczności – mało zaradni. Mądrzy muszą być i wysoko kształceni w dyplomacji nasi przedstawiciele, by sprostać sytuacji. Nie dać się zjeść w kaszy i utargować możliwie dużo swobody dla działalności krajowej. Każda grupa zawodowa (zwłaszcza rolnicy) musi mieć czas na przystosowanie się do nowych warunków.

Prognozy nie są dobre. Jeśli przez ostatnie lata nie potrafimy przystosować się do wspólnego działania we Własnym Domu!!! Jakim sposobem wygrać na forum międzynarodowym współudział w kierowaniu Unią, jeśli organizacje społeczne, pozarządowe, jako przedstawiciele obywateli, nie mogą „wejść” do współdziałania z władzami samorządowymi? Jeśli władze samorządowe nie chcą się liczyć z głosami narodu, podejmują decyzje ponad głowami obywateli, nie informując ich na czas o projektowanych zmianach, inwestycjach. To znaczy, że nie zależy im na wysłuchaniu opinii?

Jestem zwyczajną mieszkanką Otwocka. Jak bardzo wielu innych zatrzymały mnie tutaj dobre warunki przyrodnicze. Świadoma trudności stojących na drodze rozwoju tego mojego miasta wstąpiłam do organizacji stworzonej dla potrzeb całego kraju. Jesteśmy w drodze do dobrze rozumianego zrównoważonego, nowoczesnego kształtowania środowiska. Polski Klub Ekologiczny przez swoje struktury okręgowe obejmuje poszczególne rejony. Nasze „Otwockie Sosny” Koło w Okręgu Mazowieckim jest nastawione na wspólne z samorządem lokalnym działanie. W wielu okręgach, w powiatach i gminach ta współpraca istnieje i daje bardzo dobre wyniki. Brak tego w Otwocku. Pytanie zadane przedstawicielom naszego samorządu lokalnego na spotkaniu w Muzeum było zasadne i czeka na odpowiedź. Wiedza nasza o zamiarach władzy co do ogólnego i szczegółowego przystosowania Otwocka w tak trudnej jak obecnie sytuacji jest bardzo ważna. Budzi niepokój stwierdzenie, że wiele się robi i więcej by się zdziałało, gdyby ekolodzy nie przeszkadzali!

W czym członkowie „Otwockich Sosen” przeszkadzają? Kilka lat temu wystąpiliśmy z pismem do władz o udział w komisjach Rady Miasta i Powiatu na prawach strony. Otrzymując w zawiadomieniu tematy obrad mogliśmy przygotować się merytorycznie i określić stanowisko Klubu w omawianych sprawach. Udział nasz nieodpłatny nie byłby obciążeniem dla komisji, ale dawał nowe argumenty do dyskusji. Od maja 2001 roku Miasto zrezygnowało z tej współpracy. W ramach PKE jestem zobowiązana do czuwania nad czynnikami, od których zależy zdrowie mieszkańców. Warunki istniejące w środowisku to czystość, dotlenienie powietrza, a więc ograniczenie zapylenia, zakurzenia, zmniejszenie hałasu zależne są od ilości i stanu roślinności w mieście. Przyjmując codziennie telefoniczne lub osobiste skargi mieszkańców na pogarszające się warunki życia z powodu systematycznego zmniejszania się globalnej ilości zieleni miejskiej. Występujemy więc w pismach do Zarządu Miasta i w prasie miejscowej przekazując opinie i protesty dotyczące inwestycji, które jeszcze pogorszą tę sytuację. Przy inwestycjach już realizowanych skuteczność nasza jest znikoma. Korzystne jest działanie dużo wcześniejsze. Zależy ono od informacji z terenu przed rozpoczęciem prac. Wydaje się nam, że nasza wiedza pomogłaby w podjęciu słusznych decyzji. Przykładów można podać wiele.

Obecnie staramy się chronić rezerwat rzeki Świder przed zalewem oczyszczonymi ściekami oraz zieleń miejską, w tym sosny, akacje, jesiony, klony – wszystkie są ważne w mieście. Zwróciliśmy się do parafii i Miasta z propozycją budowy cmentarza – parku. Powiększenie nekropolii jest konieczne, a stworzenie swego rodzaju cmentarza – pomnika miałoby sens i dla potomnych.

Póki co zapraszamy na zebrania Koła „Otwockich Sosen”.