prof. Ludwik Dobrzyński
Świerk koło Otwocka
Sami nie wiecie, co posiadacie!
Ludwik Dobrzyński jest profesorem fizyki, kieruje Działem Szkolenia i Doradztwa w Instytucie Problemów Jądrowych w Świerku.
Z racji naszych funkcji spotykamy się systematycznie z młodzieżą szkolną, nauczycielami najróżniejszych specjalności, osobami, którzy interesują się tym, w jaki sposób prowadzi się i czego dotyczą badania, które obejmujemy nazwą „naukowe”. Spotykamy się też z działaczami samorządowymi, którzy m.in. chcą się dowiedzieć „u źródła”, czym jest tzw. promieniowanie jonizujące, jak bardzo jest albo może być szkodliwe, jak powinna postępować władza w wypadku zagrożenia ludności takim promieniowaniem itp. Ile pytań, tyle bardzo obszernych tematów do rozmów i często zażartych dyskusji. W takim szczególnym miejscu, jakim jest Świerk z jego instytutami badawczymi, niemal codziennie stajemy przed koniecznością udzielenia sobie i innym odpowiedzi na pytania dotyczące sensu badań, w szczególności - ich konsekwencji społecznych, musimy zastanawiać się, w jaki sposób wyjaśnić społeczeństwu to, czym się zajmujemy, czy praca z promieniowaniem jest bezpieczna dla nas i dla ludzi żyjących w pobliżu ośrodka, na terenie którego znajduje się reaktor jądrowy i w ogóle, czy w kraju średnio zamożnym, jakim jest Polska, opłaca się podejmować nieraz bardzo kosztowne badania? Gdyby jeszcze chodziło o typowy instytut naukowy, w którym bada się np. wytrzymałość materiałów konstrukcyjnych na zginanie, rozciąganie, czy coś tam jeszcze! Ale w Świerku, tuż w pobliżu domostw i bardzo blisko wcale niemałej aglomeracji otwockiej, prowadzi się badania przy użyciu promieniowania, o którym „każdy wie”, że niesie śmierć. I tu właśnie zaczyna się najtrudniejszy problem, gdyż prawdą jest nie to, co „każdy wie”, ale to... co jest prawdą, a ta nie poddaje się ani uprzedzeniom, ani regułom demokratycznym – nie da się jej ustalić w wyniku np. głosowania.
W serii artykułów na gościnnych łamach „Gazety otwockiej” chciałbym Państwu przedstawić ośrodek Świerk z jego złożoną problematyką, a przede wszystkim wyjaśnić szereg nieporozumień, które mają swoje źródło w bardzo zróżnicowanych aspektach historycznych, socjologicznych i medialnych, a zdecydowanie rzadziej – w naukowych. I choć nieporozumienia czy kontrowersje to rzecz zwykła, w wypadku promieniotwórczości sytuacja dalece od zwykłości odbiega. Przeciętny człowiek boi się nawet słowa „promieniowanie”, wyczuwając w nim zagrożenie chorobą nowotworową lub śmiercią. Nie jest moim celem przekonywanie kogokolwiek, że nie ma się czego bać, bo to tak jakbym przekonywał Państwa, że zupełnie, ale to zupełnie nie ma się czego bać chodząc po ulicy, tylko dlatego, że po ulicy, chcemy czy nie chcemy, jakoś chodzić trzeba. Z promieniowaniem jest podobnie: chcemy czy nie chcemy jest ono wokół nas i w nas samych (sami nie wiecie, co posiadacie!) , potrafimy je też sztucznie wytwarzać i w szczególnych warunkach może się ono okazać dla nas groźne, tak jak groźnym dla nas jest samochód jadący nawet stosunkowo wolno po jezdni. Istotne jest pytanie następujące: z czego się bierze nasz strach i kiedy jest on w pełni uzasadniony? To ważne pytanie, gdyż jeśli się tylko boimy, w obliczu realnego zagrożenia będziemy się z reguły zachowywać irracjonalnie, co w konsekwencji może przynieść fatalne dla nas samych skutki. Takim irracjonalnym działaniem jest np. odmowa poddania się badaniom, w których wykorzystuje się efekt tzw. jądrowego rezonansu magnetycznego, mimo iż badania te nie mają nic wspólnego z promieniowaniem jonizującym. Strach przed słowem „jądrowy” był w istocie tak wielki, że w końcu sami lekarze zdecydowali, aby wykreślić to słowo z nazwy metody i mówią jedynie o „obrazowaniu rezonansem magnetycznym”. Właśnie ten strach powoduje, że znaczne kręgi społeczeństwa nie chcą uznać faktu, iż liczba uratowanych istnień ludzkich, dzięki zastosowaniom metod jądrowych w medycynie, w nieporównywalny sposób przekracza liczbę ofiar bombardowań w Hiroszimie i Nagasaki. W ciągu tylko jednego dnia liczba badań diagnostycznych wykonywanych przy pomocy izotopów promieniotwórczych w USA wynosi kilkadziesiąt tysięcy i tych badań nie da się dziś zastąpić innymi. Możecie Państwo sobie wyobrazić, co się działo, gdy w 1998 roku pracownicy kanadyjskiego producenta pewnego szczególnego izotopu - technetu, stosowanego powszechnie w medycynie nuklearnej, chcieli zastrajkować. Zagrożone zostało przeprowadzanie 47 tysięcy dziennie badań w samych Stanach Zjednoczonych, a wiele planowanych na świecie procedur medycznych zostało zatrzymanych. A jeśli wspomnieć codzienne zabiegi radiologiczne (naświetlania) bezpośrednio ratujące życie? Jeśli jeszcze dodać możliwość znoszenia bólów nowotworowych, gdy już pacjenta nie da się wyleczyć, widzimy, jak ważną rolę odgrywa promieniowanie jonizujące w ochronie naszego zdrowia. O roli ośrodka w Świerku w ochronie zdrowia powiem w kolejnym artykule.
Sceptycy, którzy w imię czystości środowiska zaraz wysuną argument o tworzących się w wyniku wyżej wymienionych działań odpadach promieniotwórczych, będą oczywiście mieli rację, że odpady te to nic dobrego i należy je zapisać po stronie poważnych kosztów. Istota rzeczy jednak jest taka, że te odpady notabene w Polsce ponad 90 procent odpadów promieniotwórczych pochodzi z działalności na rzecz ochrony zdrowia!) są z reguły odpadami o niskiej, w najgorszym wypadku - średniej aktywności i umiemy je dziś tak przerabiać, zabezpieczać przed rozproszeniem do środowiska i składować, że w żadnej mierze nie możemy uznać ich za istotne zagrożenie dla ludzi. Najlepszym przykładem tego jest gmina Różan, na terenie której znajduje się Krajowe Składowisko Odpadów Promieniotwórczych. Znajduje się ono w odległości około kilometra od siedzib ludzkich, co nie przeszkadza temu, że gmina Różan należy do najzdrowszych w Polsce. Wspomniana umiejętność obchodzenia się z odpadami promieniotwórczymi (sami nie wiecie...) jest jedną z nadzwyczaj cennych zdobyczy ośrodka w Świerku, gdzie działa jedyny w Polsce Zakład Unieszkodliwiania Odpadów Promieniotwórczych. A ile też tych odpadów jest? W Polsce – zaledwie 4 g na mieszkańca, podczas gdy tylko w zeszłym roku „przydzielono” nam (już po wszelkich przeróbkach) 655 kg „normalnych” odpadów. Zebrane z całej Polski odpady promieniotwórcze, po ich przygotowaniu do składowania, zajmują zaledwie 4 m3 - objętość małej narzędziówki czy innej komórki. Może jednak te 4 gramy są bardziej szkodliwe od ton innych, nie promieniotwórczych odpadów? Ba! Każdy posiadacz działki powinien wiedzieć, że w zależności od miejsca w Polsce, w jego ogródku o powierzchni 20x20 m, w metrowej warstwie ziemi ma niemal kopalnię promieniotwórczego uranu i toru (do 6 kg każdego z tych pierwiastków!), nie wspominając o promieniotwórczym potasie, którego m.in. pełno w nawozach, i którego zawartość w naszej warstwie ziemi łatwo sięga kilograma (doprawdy, sami nie...). W tej sytuacji moglibyśmy śmiało zakopać w naszym ogródku odpady promieniotwórcze przypadające na nas, a zdecydowany sprzeciw typu „żadnych atomów w moim ogródku”, oprócz jego bezsensowności, gdyż nie ma materii bez atomów, jest w wypadku substancji promieniotwórczych wielce niepraktyczny: one w tym ogródku są, czy tego chcemy, czy nie, a natura sama napromienia nas bardziej niż te „nasze” odpady. I jakoś żyjemy, a średnia naszego wieku dość regularnie się wydłuża. Oczywiście, z tego, co powiedziałem nie należy wyciągać wniosku, że namawiam kogokolwiek do tworzenia składowiska odpadów promieniotwórczych w przydomowych ogródkach!
A teraz, Czytelniku - miłośniku Otwocka, wyobraź sobie, że Twoje miasto jest tętniącym życiem centrum szkolnym, akademickim i naukowym, do którego przyjeżdżają na naukę studenci i uczeni spoza granic Polski, centrum, w którym prowadzi się badania, i w którym wyniki tych badań są również przetwarzane na zaspokajanie Twoich potrzeb, lub na poprawienie komfortu Twego życia. Dumny byłbyś z takiego miasta? Jeśli tak, to wiedz, że masz tuż pod nosem ośrodek, który nazywa się Świerk, i który w znacznym stopniu jest takim właśnie miasteczkiem, położonym w równie pięknym parku, jak sam Otwock. A że tam nauka obraca się głównie wokół spraw związanych z promieniotwórczością? Może ten diabeł nie jest taki straszny, a może wręcz - pożyteczny? Wrócimy do tego tematu wkrótce. Jeśli jednak jesteś, Czytelniku, niecierpliwy i chcesz szybko wiedzieć trochę więcej o naszym ośrodku, nic nie stoi na przeszkodzie, abyś umówił się z nami (tel. 718 06 12), porozmawiał, a przy okazji zwiedził np. wystawę poświęconą postępowaniu z odpadami promieniotwórczymi. Wiedzieliście o takiej możliwości? Nie? - sami nie wiecie, co posiadacie.