Ksiądz Jan Młyńczak 
- nieznany malarz współczesny

Będąc już po święceniach kapłańskich zwrócił uwagę przełożonych na swe wyjątkowe zdolności rysunkowe i malarskie. W czasie okupacji niemieckiej mieszkał w Warszawie w Stowarzyszeniu Księży Pallotynów przy ul. Skaryszewskiej. W tym czasie nadarzyła się okazja pobierania lekcji na tajnych kompletach u profesora Adama Rychtalskiego. Z tego okresu twórczości pozostało dużo rysunków postaci i portretów dziecięcych, jak i osób bliskich księdzu, a zwłaszcza Rodziców. Pierwszą wyższą szkołą sztuk plastycznych, która powstała po wojnie, była Krakowska Akademia Sztuk Pięknych. W tym czasie rektorem był Zbigniew Pronaszko. Na egzaminie wstępnym ks. Jan zadziwił komisję wspaniałym rysunkiem, przepiękną kolorystyką i dojrzałą kompozycją. Decyzja była jednogłośna: Jan Młyńczak jest przyjęty od razu na II rok studiów. Profesorami jego zostają Zbigniew Pronaszko i Fryderyk Paustch. 

Z zachowanej dokumentacji archiwum uczelni wynika, że student Jan Młyńczak otrzymywał najwyższe noty. Po otwarciu Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, która w początkowym okresie mieściła się w budynku „Zachęty”, nasz bohater przenosi się za zgodą władz uczelnianych z Krakowa do Warszawy. Studiuje malarstwo. Katedrą kieruje nie kto inny, jak sam Jan Cybis. Wszystkie zachowane karty egzaminacyjne z malarstwa mają podpis profesora Jana Cybisa i ocenę bardzo dobrą. 

Nic też dziwnego, że profesor Jan Cybis zaproponował księdzu Janowi pracę na uczelni, widząc w nim godnego siebie następcę. „Ja już jestem po święceniach kapłańskich i z tej drogi nie zejdę” - oświadczył ksiądz Jan. Zaproponował na to miejsce swojego serdecznego przyjaciela, z którym kładli polichromię w odrestaurowanych kościołach - Tadeusza Dominika, późniejszego rektora Warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. To nic, że ks. Jan Młyńczak nie został na uczelni, ale wielka szkoda, że po uzyskaniu dyplomu ASP, nikt z jego przełożonych, z jego władz zwierzchnich duchownych nie zainteresował się wielkim artystą. Przez całe życie nikt nie zaproponował mu żadnej wystawy. Żadnej reklamy. Bo sam ksiądz Jan nigdy nie upomniał się o pokazanie swej twórczości na zewnątrz. Należy do ludzi skromnych, serdecznych i pracowitych. Dziwnym, niewytłumaczalnym zbiegiem okoliczności opracował dziesiątki witraży do różnych świątyń w Polsce. Oglądać je możemy w kościele Gdańsk - Stogi, w słupskich kościołach i w Szczecinie. Kartony tych witraży są zdeponowane w archiwum w Krakowskiej Wytwórni Witraży w Krakowie. Tam właśnie powstały kolorowe dzieła, prawdziwe perełki księdza Jana Młyńczaka, z których nie był do końca zadowolony bo „… szkło źle dobrane, skojarzone, nie tak harmonizują jak ja bym sobie życzył i tam coś jeszcze”. Był bardzo wymagający dla siebie, życzliwy dla innych.

Kiedy byłem w Krakowie w 1996 r., nie sposób było dotrzeć do wspomnianych projektów witraży, ale rozmawiając z pracownikami Wytwórni dowiedziałem się, że prawdziwą przyjemnością było realizowanie tych projektów. To wielki artysta i wspaniałe dzieła - taka była jednoznaczna opinia.

Ksiądz Jan 26 grudnia obchodził 87. urodziny. Jest niewidomy. Mieszka w Zakonie Księży Pallotynów w Otwocku. 

Przez ostatni okres życia, począwszy od roku 1994, ksiądz Jan zaistniał jako artysta na terenie Otwocka. Udało mi się przekonać Go o potrzebie zrobienia wystawy. Przychylny temu pomysłowi był ówczesny prezydent Otwocka pan Antoni Fedorowicz. Kiedy konstruowałem folder wystawy, poprosiłem księdza Jana o napisanie motta. Ksiądz nic nie powiedział, tylko wyciągnął z szuflady parę zeszytów, rękopisów swoich wierszy, fraszek i złotych myśli. 

Powstała myśl wydrukowania tomiku nikomu nie znanej, a tak pięknej twórczości. Nakład był mały - 60 egzemplarzy. Do wybranych kilkunastu wierszy zaproponowałem rysunki - portrety osób księdzu najbliższych, przede wszystkim Rodziców. 

Wernisaż odbył się w przepięknej auli Urzędu Miasta w Otwocku. Był koncert artystów scen warszawskich, wiersze księdza czytała Sylwia Orlińska. Były życzenia, kwiaty i tradycyjna lampka szampana. Do księgi pamiątkowej, oprócz władz miasta, wpisała się telewizja polska, prasa i resztka żyjących kolegów z Akademii Sztuk Pięknych, sławnych i popularnych w sztuce polskiej. Ksiądz Jan zrozumiał, że jego wystawa, jego twórczość to nie znana karta w malarstwie polskim drugiej połowy XX wieku.

„Życie Warszawy” pisało: „...obrazy oryginalne, pełne spokoju, nasycone subtelnym kolorytem i harmonią odzwierciedlają kształt wrażliwej duszy, przyjaznej ludziom i oddanej Bogu. Po przejściu na emeryturę, ksiądz Jan bardziej skoncentrował się na pracy twórczej. Kubistyczne płótna przeważają w twórczości… Jest wiele kopii arcydzieł religijnych dawnych mistrzów… Obrazy zdobią wnętrza kościołów, kaplic i mieszkań prywatnych”. Tyle prasa. 

Ksiądz Jan nigdy przedtem nie był członkiem Związku Artystów Plastyków. Przyjęcia na członka odbywają się co parę lat w siedzibie Związku przy ul. Mazowieckiej w Warszawie. Szczęście nie opuściło księdza Jana. Komisja zebrała się w dwa miesiące po wernisażu. Potrzebne dokumenty skompletowałem korzystając z teczki osobowej będącej w Akademii. Po wybraniu paru charakterystycznych prac olejnych, graficznych, rzeźbiarskich oraz projektów witraży, w umówiony dzień przyjęci byliśmy przez komisję kwalifikacyjną. Ja asystowałem księdzu na jego własne życzenie. Ksiądz Jan szczegółowo i ciekawie opowiadał komisji o swoim życiu twórczym, o kolegach z uczelni, którzy byli wykładowcami bądź rektorami słuchającej komisji. Po chwili przewodniczący podał do wiadomości, że ksiądz Jan Młyńczak jest od dziś członkiem Polskiego Związku Artystów Plastyków, po czym nastąpiły długie brawa i gratulacje. Bohater był wzruszony. Dlaczego tak późno - pytano mnie... ksiądz Jan nie zaistniał w malarstwie polskim, tak jak na to zasłużył. Ksiądz Jan nie stworzył oddzielnego rozdziału w naszej sztuce, ale nie zginął. Został zauważony. 

Media krajowe zainteresowały się malarstwem księdza. Telewizja postanowiła zrobić program monograficzny. Na umówiony dzień ksiądz Żamojcin - Rektor Pallotynów zabronił księdzu Janowi występowania przed kamerami TV. 

Były ciastka, kawa, herbata, lampka wina, słodycze, które przygotował gościnny ksiądz Jan, nie było tylko bohatera. Ksiądz Jan skwitował ten fakt takimi fraszkami:

1. Żyję i tyję

2. W mózgu się rodzą myśli głębokie, 

które tak często wychodzą bokiem.

„Panie! Pozwól mi iść Twoją drogą do końca”. - motto z folderu wystawy.

przyjaciel i opiekun księdza Jana -
Lech Orliński