Referendum w sprawie odwołania Rady i Zarządu Miasta Otwocka odbyło się 11 lutego br. Wyniki są znane - referendum ze względu na niewystarczającą frekwencję jest nieważne. O rozmowę na ten temat poprosiłam prezydenta Otwocka Sławomira Dąbrowskiego. |
Dalej pracować
Ewa Banaszkiewicz: Przed samym referendum nie udzielał Pan wywiadów, w których mógłby Pan odpierać zarzuty, bronić się, nawoływać mieszkańców do bojkotu, dlaczego?
Sławomir Dąbrowski: Po pierwsze nikt mnie o to nie prosił. Po drugie, uważam, że referendum było bezcelowe, a zarzuty pod adresem władz Miasta - co najmniej dziwne. Przez dwa lata tej kadencji starałem się zrobić dla Otwocka wszystko, co było możliwe. Nie czuję się winny, więc nie miałem powodu się tłumaczyć. Ponadto trudno jest udowadniać - i nie jest to celowe - że jest się uczciwym.
E.B.: Jak Pan ocenia to co działo się przed referendum - artykuły w prasie, ulotki?
S.D.: Cała kampania przedreferendalna to przykład tzw. kampanii negatywnej. Uciekano się w niej do ogólników, a nie rzetelnych argumentów, często teksty kierowały się w stronę skandalizujących, opartych na plotkach czy pomówieniach. Nigdzie nie natrafiłem na konstruktywne projekty, rozwiązania pozytywne.
E.B.: Jest opinia, że kampania skierowana była do ludzi ogólnie niezadowolonych czy sfrustrowanych, a niekoniecznie krytycznie oceniających dorobek władz miasta...
S.D.: W całym kraju są rzesze ludzi niezadowolonych ze swej życiowej sytuacji, trudno jednak obarczać winą za czyjś nieudany los obecne władze jednego miasta. Tak jak absurdalne były zarzuty, że za 30 lat zaniedbań w budownictwie, czy ciepłownictwie Otwocka odpowiadają ludzie, którzy sprawują swój urząd od dwóch lat. Ktokolwiek będzie tym miastem rządził, będzie miał te same problemy do rozwiązania.
E.B.: Czy ponad 17-procentowa frekwencja w referendum to dużo czy mało?
S.D.:Nikt nie wie na pewno, przeciwko komu i czemu te 17 procent głosowało.
E.B.: Czy teraz, gdy emocje opadły, mógłby się Pan ustosunkować do głównych zarzutów?
S.D.: To będzie trudne, bo pretensje zwykle były ogólnikowe. W jednej z publikacji Zarząd powiatowego SLD wylicza w formie krytyki listę zadań, które z mocy prawa są zadaniami powiatu. Świadczy to albo o nieznajomości tematu, albo o próbie manipulowania społeczeństwem. To pierwsze jest chyba mało prawdopodobne, zważywszy na fakt, że wśród inicjatorów referendum było kilku radnych, znających (chyba?) Ustawę o samorządzie terytorialnym... Niektórzy z organizatorów unikali podawania swego nazwiska. Wiele ulotek było anonimowych. Są radni, którzy znaleźli się w grupie inicjatorów, ale nie podpisali się pod apelem do mieszkańców; skądinąd wiadomo, że byli współwydawcami biuletynu, do którego zbierano ogłoszenia (płatne) nawet od zakładów budżetowych. Czy to nie paranoiczne? Dyrektor zakładu budżetowego płaci za ogłoszenie w biuletynie nawołującym do odwołania jego pracodawcy... Pod artykułem wstępnym wspomnianego biuletynu podpisany jest Jan Kowalski (?!) Tchórzostwo? Wstyd?
Wracając do pytania, jak polemizować z zarzutem nieudolności? Tak zawsze można powiedzieć - bez konkretów. Albo zarzut, że w procesie przekształceń zakładów budżetowych faworyzowano firmę „Błysk”. I co? Tak faworyzowano „Błysk”, że wygrała firma „Rethmann”. Fakty mówią same za siebie. I na koniec - podwyżki za ciepło...
E.B.: ... podniesienie opłat za ciepło w zasobach ZGM nie było taktycznym posunięciem. Czy dla zachowania lepszych nastrojów wśród mieszkańców nie można było zaczekać do zakończenia referendum?
S.D.: Zarząd Miasta zdawał sobie sprawę, że podwyżka nie przysporzy mu zwolenników, ale świadczy to o odwadze grupy, która ponad własną popularność przedłożyła interes wszystkich mieszkańców Miasta.
E.B.: Czy podwyżka była konieczna?
S.D.: Jeżeli gaz drożeje permanentnie, a opłaty za ciepło nie wzrastały od maja 1998 r., to w końcu musiała nastąpić. Podkreślam, że w tej kadencji Rady Miasta to pierwsza podwyżka, mająca na celu jedynie wyrównanie deficytu. Dodam, że obecne opłaty nadal nie pokrywają nawet kosztów zakupu gazu. Jeśli w budżecie Miasta uchwala się dotację do ciepła - by zmniejszyć opłaty indywidualnych odbiorców - to pochodzi ona z pieniędzy wszystkich podatników. Z dofinansowania ciepła korzysta niecałe 10 tys. osób, a dopłaca 40 tysięcy. Czy to sprawiedliwe?
E.B.: W ulotkach padał zarzut, że w Otwocku nic się nie robi, no oprócz budowy dwóch rond.
S.D.: Gdyby podsumować ostatnie dwa lata, okazałoby się, że zrobiono w Mieście bardzo dużo: wybudowano drogi, kanalizację, oświetlenie. Lista tych inwestycji jest bardzo długa.
E.B.: A co z zarzutami, nazwijmy to, osobistymi. Podobno nie przyznano koncesji na sprzedaż alkoholu sklepowi, który prowadził ją dotychczas, a otrzymał ją członek Pańskiej rodziny...
S.D.: To nieprawda. Moja siostra ma zezwolenie od dwóch lat i wkrótce ono wygasa. To czy otrzyma przedłużenie, zależy nie ode mnie, tylko od wyniku całego procesu decyzyjnego, m.in. od opinii Komisji Alkoholowej, opartej na opiniach mieszkańców i Policji. Postanawienie w tej sprawie wydaje również Zarząd Miasta. Zgodnie z Kodeksem Postępowania Administracyjnego nigdy nie uczestniczę w procedurach, w których podmiotem jest ktoś z mojej rodziny.
E.B.: Wróćmy jeszcze do referendum, czy jego wynik uważa Pan za zwycięstwo obecnej władzy Miasta?
S.D.: Myślę, że referendum i fakt, że do niego doszło to porażka całego Miasta, porażka promocyjna. Dużo mówiono o Otwocku, ale źle. Dziwię się, że inicjatorom zależało na kreowaniu siebie kosztem interesu całego Miasta. Deprecjonowano urząd gminy w imię prywatnych interesów. Wynik wyborów świadczy też o tym, że nie ma w Otwocku grupy, która miałaby większe poparcie. I z pewnością nie są taką grupą inicjatorzy referendum.
E.B.: Na zakończenie pytanie ogólne. Co dalej po referendum, co zamierza Pan robić?
S.D.: Oczywiście dalej pracować, a cóż innego. Nie zamierzam się mścić ani odgrywać. Moim celem nie jest utrzymanie się na stanowisku, a rozwiązywanie konkretnych zadań, problemów, z którymi boryka się nasze Miasto.
E.B.: Dziękuję za rozmowę.