Stanisław Zając


Gmach przy ulicy gen. Filipowicza należy do najbardziej znanych obiektów w naszym mieście.

Jak to z "kasynem" było?

Popularna nazwa „kasyno” często wywołuje błędne skojarzenia. Nawet osoby mieszkające od dziesiątków lat w Otwocku uważają, iż budynek ten był ośrodkiem hazardu albo też kasynem oficerskim. Obiekt wart jest osobnej historyczno-architektonicznej monografii. Niniejszy szkic może stanowić jedynie robocze zasygnalizowanie burzliwych dziejów „białej rezydencji”.

Sen o Monte Carlo

Słowo „kasyno” pochodzi od włoskiego terminu „casino”(ten zaś od „casa”) oznaczającego dom. Jego zakres semantyczny jest szeroki. Może oznaczać nie tylko dom gry hazardowej, ale również lokal klubowy – miejsce zebrań towarzyskich. Taką właśnie funkcję pełniło pierwsze „kasyno” – funkcjonujące już w r. 1892 - w Willach Otwockich przy ul. Andriollego. 

W 1926 r. władze Otwocka zaciągnęły pożyczkę w wysokości 150 000 dolarów (1 350 000 zł). Początkowo miała być ona przeznaczona na budowę kilku ważnych obiektów komunalnych (wodociągów, hali targowej, rzeźni, łaźni). Wkrótce jednak zagrano „va banque”. Zdecydowano się wybudować reprezentacyjny obiekt, w którym znalazłby się dom uzdrowiskowy, zakład kąpielowy, a także najprawdziwsze kasyno. Zamysł stworzenia „jaskini hazardu” nie był przypadkowy. Do otwockich pensjonatów przyjeżdżało wielu amatorów gier nęcących szybkim zyskiem. Wydawało się, że wystarczy zinstytucjonalizować pokątny proceder.

Projekt gmachu opracował inż. architekt Władysław Leszek Horodecki. Wstępny kosztorys szacowano na 500 000 zł, po sporządzeniu właściwych planów wrósł do 720 000 zł, po przejściu przez dwie komisje robót publicznych wynosił już 1 485 000 zł. Budowę rozpoczęto w 1927 r. Dwa lata później gmach stał już pod dachem. Na wykończenie wnętrz – po wielu zabiegach – uzyskano nową pożyczkę w wysokości 650 000 zł. Wyścig nakładów zakończył się. Ostateczny koszt budowy przekroczył dwa miliony zł! Na inne potrzeby miasta trzeba było zaciągać nowe pożyczki. W rezultacie zadłużenie Otwocka sięgnęło trzech milionów zł. 

Był rok 1933 – apogeum kryzysu ekonomicznego. 18 czerwca „Ostatnie Wiadomości” zamieściły artykuł Ruletka w Otwocku. Jego autor pisał z naganą: otwarcie domu gry staje się faktem dokonanym. Nie pomogły glosy sprzeciwu, nie pomogły głosy protestu licznych organizacji(...). Tuż pod Warszawą otwiera się spelunkę hazardu, tak niebezpieczna w okresie kryzysu, powszechnej nędzy, chęć „łatwego” wzbogacenia się jest najgorszą pułapką, wciągającą w swe szpony najmniej opornych... Miesiąc później gazeta „Piąta rano” ironizowała: Paru „pomysłowych” ludzi wpadło na genjalny koncept, aby z Otwocka zrobić Monte Carlo. Po co ludzie mają przegrywać grube tysiące w hitlerowskich Sopotach –rozumowali ci panowie- lepiej niech przegrywają w rodzimym Otwocku. Władze w Warszawie nie zgodziły się jednak na otworzenie „domu gry”. Aż trudno uwierzyć, że był to rezultat artykułów prasowych. Czy w grę wchodziły zagrożone interesy „Sopotów”? Uzyskane możliwości zrelacjonował „Ekspress Poranny”: Ruletka, jak i hazard w karty została wykluczona. Na zielonych stolikach w Otwocku zgodnie z koncesją królować będzie niewinny preferans, pikieta oraz groszowy brydż.

Afera na jawie

Budowa kasyna w Otwocku wzbudziła wielkie zainteresowanie prasy krajowej. Czy nieprzychylne opinie były inspirowane? Temat okazał się „medialny” również ze względu na aferę, która pojawiła się jeszcze przed oficjalnym otwarciem obiektu. Sprawcą sensacji okazał się Gustaw Pojsel (Pojzel). Według „Dziennika Łódzkiego” ten solidny, cieszący się nienaganną opinią handlowiec, olśniony perspektywami krociowych zysków wygrał -ogłoszony już połowie 1932 r. przez otwocki magistrat - przetarg na dzierżawę kasyna. Wadium wynosiło 20 000 zł. Pojsel połowę tej sumy zebrał jako kaucje od przyszłych pracowników. Czy miał uczciwe zamiary? Czy był przekonany, iż uzyska koncesję na prowadzenie ruletki? Opinie prasy są różne. „Express Poranny” z 29 stycznia 1933 r. pisał: stało się wbrew pobożnym życzeniom p. Gustawa P. Nie otrzymał on bowiem ani koncesji, ani też władze (...) Otwocka nie zgodziły się na proponowane warunki. Natomiast „Ilustrowany Kurjer Codzienny” ukazał dzierżawcę jako hochsztaplera: koncesji takiej z natury rzeczy nie otrzymał, zamieszkał sam jeden w olbrzymim budynku kasyna i począł opowiadać, że rzekomo uzyskał już koncesję na ruletkę. Zebrane pieniądze roztrwonił i posad oczywiście nie dał. Następnie zamknął się w gmachu kasyna i nikogo nie wpuszczał. Niedoszli pracownicy oblegli gmach przypuszczając, że wezmą go głodem. Nocą Pojsel uciekł z Kasyna i ukrywał się w podotwockich lasach. Żył zupełnie jak leśny człowiek. Zimno sprowadziło go wreszcie do ludzkich siedzib... I przed salę sądową. Bronił się sam. Mówił – że pieniądze przepadły w magistracie otwockim, że padł ofiarą nieszczęśliwej operacji („Wieczór Warszawski” 28.03. 1933). Otrzymał jeden rok więzienia. 

Proces Pojsela był krótki, ale – jak zapowiadał – „Ilustrowany Kurier Codzienny” – miał stanowić też generalne pranie gospodarki Otwocka. Na efekty „prania” nie trzeba było długo czekać. Ujawnione zostały kolejne afery z niechlubnym udziałem znanych osób. Jak okradali Otwock? B. burmistrz, kierownik rachuby, miejski dostawca i kierownik elektrowni – to tytuł artykułu zamieszczonego w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” (13.11.1935).

„Sfinks wśród piasków”

„Kasyno” zostało otwarte w czerwcu 1933. Na inaugurację „Kurier Polski” zapowiadał: Kilkugodzinny program artystyczny, pierwszorzędna orkiestra jazzbandowa, dansingi, kabarety, bridge, ognie sztuczne, Wielka Rewia Mody, złożą się na pierwszorzędną całość programu. Zorganizowano też przegląd kandydatek na „królową Kasyno-Otwock” oraz demonstracje samochodów „Polski Fiat”. Kilka miesięcy później (11. listopada) w salach reprezentacyjnego gmachu zgromadziło się ponad tysiąc osób na akademii z okazji piętnastolecia Odrodzonej Polski. Przemawiał burmistrz Michał Górzyński. Dziennikarz „Kuriera Porannego’ donosił: Radosny dzień zakończyła zabawa taneczna urządzona w salonach kasyna. Dźwięki wesołej muzyki zlewały się z radosnemi okrzykami toastów i wiwatów na cześć tych, co nas prowadzą do przyszłej Potęgi, jako też i miejscowych organizacyj idących zgodnym krokiem w myśl wskazań naszych wodzów...

Dla wielu uczestników (łącznie z burmistrzem) był to chyba taniec na „tonącym okręcie”. Kasyno stanowiło niewątpliwie ozdobę miasta i atrakcję dla kuracjuszy. Skupiało życie towarzyskie i kulturalne. Prezentowane było jako wizytówka miasta – m.in. w informatorze „Lato pod Warszawą”. Jednak oczekiwania były znacznie większe. Kilkakrotnie ogłaszane przetargi na dzierżawę nie dawały spodziewanych dochodów. Gmach pozostał przedsięwzięciem deficytowym. Początki funkcjonowania „kasyna” przypadły na czas niekorzystny dla miasta-uzdrowiska. Przegląd prasy z połowy lat trzydziestych daje wrażenie, iż nad Otwockiem zawisły chmury „czarnej legendy”. Czyżby ich rozproszeniu miało służyć zaangażowanie Cezarego Jellenty do pracy nad „pozytywną” monografią miasta? W „Otwockich sosnach” nie zabrakło odniesień do „kasyna”; obecne rozwiązania zysku ani jemu, ani miastu nie przynoszą. a racji jego istnienia jeszcze nie usprawiedliwiają. Musi przyjść coś większego! „Kasyno” pozostaje sfinksem wśród piasków. Cóż może być ożywczym promieniem? Czy okazja do wielkich międzynarodowych spotkań i intelektualnej współpracy narodów? Czy szkoła leśna lub uniwersytet ludowy?

W 1937 r. pojawiła się nowa inicjatywa. Zrzeszenie Spółdzielcze – Prywatne Uzdrowiskowe Gimnazjum Koedukacyjne w Otwocku skierowało pismo do burmistrza miasta. Proszono o zgodę na umieszczenie szkoły w gmachu „kasyna”. Uzasadniano: Chociaż „Kasyno” jest wydzierżawione(...) dotychczasowa praktyka wskazuje, że wszelkie przedsięwzięcia dochodowe w lokalu „Kasyna” były zwykle deficytowe. Nadmieniamy, że lokal wymieniony pozwoliłby rozszerzyć akcję oświatową na szersze masy przez oświatę pozaszkolną, ewentualnie czytelnie publiczną. sala teatralna mogłaby być użytkowana z miastem wspólnie, a natryski udostępnione młodzieży szkół powszechnych (Akta miasta Otwocka, sygn. 719, k.2). Pośrednią odpowiedź na tę propozycje znajdujemy w piśmie, jakie miesiąc później Zarząd Gimnazjum wystosował do Kuratorium Okręgu Szkolnego Warszawskiego. W dokumencie czytamy: Pan Burmistrz miasta Otwocka przyjął Zarząd gimnazjum i oficjalnie oświadczył, że obiecuje oddać gmach Kasyna w dzierżawę Zarządowi Gimnazjum w r. 1938/39, o ile na jesieni 1937 r. teraźniejsi dzierżawcy byliby zmuszeni rozwiązać umowę z powodu niewypłacalności (Akta miasta Otwocka, sygn. 719, k. 4). Najwidoczniej jednak dzierżawcy byli wypłacalni. Do 1939 r. istniało tu również „kino dźwiękowe Kasyno” prowadzone przez Jana Piesiewicza i Edwarda Asza.

Soldatenheim

Hitlerowcy docenili walory gmachu. Zorganizowali tu „dom żołnierski” („Soldatenheim”). Ten rozdział z dziejów okupacyjnych może więc – w niezamierzony sposób – uzasadnić opinię, iż w Otwocku istniało „kasyno oficerskie”. W głębi parku, bliżej ulicy Andriollego, zorganizowano hodowlę trzody i drobiu. O funkcjonowaniu tego przedsięwzięcia wiele szczegółów podał pan Czesław Zbigniew Wałachowski, otwocczanin mieszkający w Grójcu. W 1995 r. pan Czesław przysłał do redakcji naszej „Gazety” wspomnienia dotyczące rożnych epizodów z dziejów Otwocka. Niektóre zostały opublikowane. W biografii p. Czesława wątki „kasyna” pojawiały się wielokrotnie. To w mieszczącym się przy ul. Świderskiej warsztacie jego ojca, Józefa Wałachowskiego, zostały wykonane otwory okienne i drzwiowe do budowanego gmachu. Jako nastolatek obserwował zabawy nie tylko elit, ale również – w soboty i niedziele – otwockiej młodzieży. Podczas okupacji otrzymał z „Arbeitsamtu” nakaz do pracy właśnie w „domu żołnierskim” jako stolarz, a także do różnych robot dorywczych, m.in. do obsługi w salach konsumpcyjnych. Zatrudnionych było tu piętnastu Polaków. 

Na terenie Śródborowa i częściowo Soplicowa Niemcy zorganizowali duże ośrodki szkoleniowe w zakresie wojskowych pojazdów kołowych. Większość żołnierzy niemieckich - relacjonuje pan Czesław – była tu przygotowywana dopiero do wysłania na fronty. Stworzono więc w kasynie i w parku możliwość wypoczynkowego spędzania wolnego od szkolenia czasu. Mogli więc tu pojeść i popić (w ograniczonych ilościach). W gmachu zakwaterowano też „siostry” z niemieckiej służby kobiet - z cywila powołane, nie były nastawione politycznie, nie okazywały wobec nas nienawiści... Groźniejsi byli doświadczeni oficerowie. Ci potrafili reagować zgodnie z ideą „Herrenvolku”, a więc często próbowali okazywać wyższość. Radziliśmy sobie i z takimi, załatwiając np. doniesienie obiadu im na końcu lub przynosząc kieliszek wódki – zgodnie z obowiązkiem – a nie sprzedając więcej, jak prosili. Bywało, że „siostry” wstawiały się u „gospodarzy” za Polakami. 

Wkrótce po wycofaniu się Niemców z wyposażenie „kasyna” zaczęto wynosić wszystko, co było wartościowe. Nie zabrakło i takich sytuacji: dwie kobiety znalazły jedno prześcieradło i dla sprawiedliwości podarły na pół (...), kostkę smalcu - rozkroiły na dwie połowy. Ale „główką” maszyny do szycia nie rozdzieliły się w podobny sposób, więc targowały(...) – ty masz komplet noży i widelców, ja zaś „główkę”. W godzinach wieczornych (...) toastami odpowiednimi pożegnano nieobecnych już Niemców...