Co wpływa na budżet?
Sprawy finansów w ogóle, a publicznych w szczególności, zawsze budziły wiele emocji, zarówno w zakresie ich planowania, jak i realizacji. Obecnie uchwalony budżet jest już siódmym, przy którym pracowałem i na kształt którego w mniejszym lub większym stopniu miałem wpływ. Z tej perspektywy mam już możliwość dostrzegania pewnych tendencji rozwoju finansów samorządowych. Jedno jest pewne: gminy mają przed sobą coraz więcej zadań i to nie tylko wynikających z oczekiwań mieszkańców i reprezentujących ich radnych, ale przede wszystkim jako skutek przyjmowania przez Polskę nowych norm i uregulowań, mających w efekcie doprowadzić nas do Wspólnoty Europejskiej. Są to procesy niezwykle kosztowne i różne fundusze pomocowe finansują je tylko w niewielkim stopniu, zwłaszcza że pomoc kierowana jest zazwyczaj do regionów słabiej rozwiniętych, do których podwarszawskie miasta raczej nie są zaliczane. Prawdą jest również, że samorządy, mimo tak czasami krytycznej ich oceny, najlepiej gospodarują społecznym groszem. Dlatego też coraz więcej zadań przesuwanych jest ze sfery administracji rządowej do samorządowej. Zgadzam się (chociaż co do całej reszty to nie zupełnie) z autorem artykułu “Otwocki bigos...” Gerardem Wołodźko, że zazwyczaj nie idą za tym adekwatne do obowiązków pieniądze. Nie jest to jednak cecha prawicowych rządów, ale wszystkich, z którymi dotychczas miałem do czynienia.
Kolejną zmianą w planowaniu finansów jest ogólny wzrost poziomu wiedzy z tym związanej. To że budżet nie jest z gumy i żeby pieniądze komuś dać, trzeba je najpierw komuś zabrać, jeszcze do niedawna nie było rzeczą oczywistą. Domaganie się realizacji potrzeb bez podania źródeł ich finansowania świadczy już dzisiaj o braku wyobraźni i niepoważnym podejściu do tematu, mimo że bardzo ogólnie i czasami bez zagłębiania się w skutki z tym związane zgłaszane są propozycje zmian w strukturze wydatkowanych pieniędzy. Przykładem jest tu artykuł “Wołanie na puszczy” radnego Jana Bąka. Zbytnie uogólnienia i uproszczenie nie dotyczą tylko wydatków, ale również i dochodów. Takie określenia jak: różne fundusze pomocowe, pomoc Totalizatora Sportowego, aktywizacja życia gospodarczego, wieloletnie plany rozwoju gospodarczego itd. - to jedynie ogólniki, które bez podania konkretnych działań nic nie znaczą. Ciekawe, że właśnie osoby głoszące ogólne hasła rozwoju gospodarczego w zwykłych małych sprawach są przeciw lub zupełnie chowają głowę w piasek. A przecież, żeby dokonać wielkich rzeczy, trzeba zrobić na początek ten pierwszy, chociażby mały krok.
Przyszło nam działać w niezwykle trudnych, ale i ciekawych czasach, kiedy nasz kraj przechodzi burzliwe przemiany. Podejmowane dzisiaj decyzje i działania wywołają zmiany, których efekty - jak wszystkich procesów - pojawią się w przyszłości. Każda przemiana pociąga za sobą dodatkowe koszty i chwilowe niedomagania organizacyjne. Ocenianie obecnych zjawisk jedynie z tej krótkowzrocznej perspektywy jest błędem lub celowo używanym argumentem politycznym umożliwiającym formułowanie zarzutów wobec sprawujących w danym momencie władzę.
Po burzliwej reformie szkolnictwa w naszym kraju przyszła kolejna związana z przyjęciem tzw. Karty Nauczyciela. Wywołała ona poważny wpływ na stan finansów również naszego Miasta. W roku 2000 udało nam się w całości wywiązać ze zobowiązań wobec nauczycieli (ok. 2,5 mln zł) bez rezygnowania z zaplanowanych inwestycji, zatrzymywania już rozpoczętych, czy też sięgania do kredytów. Mimo, że bieżący rok będzie skromniejszy inwestycyjnie, udało się utrzymać wydatki powyżej poziomu inflacji w takich działach, jak opieka społeczna, kultura, oświata. Wbrew temu, co się ogólnie zwykło mówić, najniższy wzrost, bo tylko niewiele powyżej 5%, następuje na administrację.
Przypuszczam, że szczegółowa publikacja budżetu Miasta wywoła u wielu Czytelników wątpliwości i pytania. Postaram się na nie odpowiedzieć w jednym z przyszłych numerów „Gazety Otwockiej”.
Prezydent Miasta Otwocka
Sławomir Dąbrowski